Rozmowa z Michałem Maciejakiem, pedagogiem, terapeutą
Joanna Pastuszak – Cybulska: Jest Pan autorem programów profilaktycznych dla młodzieży. Co jest obecnie największym wyzwaniem dla młodych ludzi?
Michał Maciejak: Samotność, obniżone poczucie pewności siebie, obniżone poczucie wartości siebie, brak sensu w życiu, depresja, odczuwanie przeraźliwej pustki, problemy z dorosłymi, trudności z odżywianiem. Jest to obszerny katalog myśli, odczuć i emocji.
Czy widać tutaj różnicę, z czym większy problem mają dziewczynki, a z czym chłopcy?
Chciałbym budować narrację o doświadczenie, a nie porównywanie. Z mojego doświadczenia wynika, że dziewczynki z którymi pracuję mają większą łatwość w mówieniu o swoich problemach. Może to świadczyć o innym kontakcie ze swoimi emocjami, umiejętności ich odczytywania, o tym, że to jest ważna sprawa. Jest to rodzaj społecznie uwarunkowanej ekspresji emocjonalnej i jest to po prostu, społecznie akceptowalne. To w konsekwencji ułatwia im doświadczanie i pracę ze swoimi emocjami.
U chłopców z którymi pracuję zazwyczaj jest trochę inaczej. Prowadzę warsztaty zatytułowane „Fajny Chłopak”. Dążymy w nich do tego, aby nauczyć chłopców mówienia o rzeczach dla nich ważnych pod względem emocjonalnym. Pomagamy im nawiązać kontakt ze swoimi emocjami, myślami i ciałem. Staramy się pokazać im, że nazywanie tego, co się czuje, myśli i doświadcza jest ważne i normalne.
Jak można zareagować, gdy dziecko zgłasza, że ma trudny emocjonalnie czas, czuje się samotne? Czy jest to już przedproże stanów depresyjnych?
Depresja jest chorobą śmiertelną. Warto spojrzeć na kontekst, który towarzyszy zmianom nastroju oraz, czy ten stan utrzymuje się dłużej niż dwa tygodnie. Jeśli są to epizody, stany krótkotrwałe, to być może przyczyną takiego samopoczucia jest po prostu dorastanie. Jeśli stan utrzymuje się dłużej niż dwa tygodnie, występuje ciągłość osłabionego nastroju, to im prędzej zareagujemy, tym lepiej. Z resztą, cytując Hipokratesa: “Lepiej zapobiegać niż leczyć”.
Zalecałbym na wstępie zrobić szybki “rachunek sumienia”, zadać sobie pytanie, czy znam własne dziecko, kiedy ostatni raz byliśmy na spacerze, jedliśmy niezdrowe czipsy? Z drugiej strony słyszę czasem pytanie – czy możemy grać z dziećmi na komputerze, czy to będzie OK? Jeśli podczas tej gry wykorzystasz czas na budowanie relacji, to jest to bezcenne doświadczenie. Ale jeśli dziecko gra samo, a Ty przyjdziesz na godzinę, od niechcenia i w milczeniu włączając się w tę grę, to raczej nie zbuduje to dobrej, wartościowej relacji między wami. Jest to prostu za krótki czas.
Gdy dziecko nie ma zrozumienia w domu, to gdzie go szuka?
Zazwyczaj szuka go w grupie rówieśniczej lub substancjach uzależniających. Średni wiek inicjacji alkoholowej to obecnie czternaście lat. W mniejszych miejscowościach, młodzież pyta: Co mamy robić, jeśli tutaj nie ma jak ciekawie spędzać wolnego czasu? Picie alkoholu pozostaje w ich odczuciu jedyną alternatywą. Nie ma innych atrakcji. Nie ma rekreacji.
Kiedy rodzice pytają mnie, co zrobić, gdy ich dziecko pije alkohol, to ja odwracam pytanie – A czy państwo również pijecie alkohol? Najczęściej słyszę, że oni również nie stronią od tego napoju. Odpowiedź jest więc oczywista. Dzieci nas nie słuchają, tylko nas naśladują. Jeśli chcemy je uczyć niezależności, a sami jesteśmy uzależnieni, uwikłani, nieszczęśliwi, to bardzo trudne będzie, aby dziecko samo nauczyło się być niezależne.
Kiedy rodzic już widzi, że dziecko ma problem z jakąś substancją uzależniającą, dokąd kieruje swoje pierwsze kroki – do nauczyciela, wychowawcy, czy zupełnie gdzieś indziej?
Z moich obserwacji wynika, że… bardzo często nie kieruje się nigdzie. Alkohol jest bardzo często z czymś sprzężony, dzieci dobrze się ukrywają. Wiedzą, kiedy rodzice idą spać, jak się ukryć z piciem, aby nie było śladów. Wydaje mi się, że rodzice też w wielu przypadkach wolą nie widzieć, nie wiedzieć, nie mierzyć się z tym problemem. Zauważam jednak, że zawsze wniosek jest jeden: alkohol nie stanowi tutaj największego problemu. Największym wyzwaniem jest tutaj brak czasu i relacji z ważnymi osobami, jakimi są rodzice. Jeśli jest puste miejsce, które powinno być wypełnione przez uwagę rodzica, to nie ważne czy będziemy próbować wypełniać tę pustkę grami, alkoholem, zakupami – żaden substytut tego nie wypełni. I płeć nie jest tutaj determinantem, każde dziecko będzie starało się rekompensować sobie jakoś ten brak.
Czym w tym kontekście jest „ciałopozytywne dojrzewanie”?
Ciałopozytywne dojrzewanie to połączenie akceptacji, troski i wiedzy o tym jak się obchodzić ze swoim ciałem. Coś na kształt mapy i drogowskazów w drodze do siebie. Ciałowpozytywne dojrzewanie to świadomość swojego ciała. Uwzględniamy tutaj pracę z dbaniem o ciało, profilaktykę dobrostanu psychicznego, jak budować świadomość tego, po co mamy nasze ciało, jaki jest jego zapach, etc.
W naszej kulturze cały czas doświadczamy fragmentaryzacji ciała kobiet i mężczyzn. One są „pocięte” przez marketing. Idea prezentowana przez media nie ma wiele wspólnego z obrazem rzeczywistości.
Często jestem pytany, po co prowadzę takie warsztaty? Dlaczego to jest ważne? Pomyśl, spędzisz ze swoim ciałem całe swoje życie, dobrze jest je znać, wiedzieć do czego jest zdolne. W tym programie, budujemy przede wszystkim, akceptację siebie. Ważne jest też uświadomienie, że jako człowiek, nic nikomu nie jesteś winny / winna. To szokuje rodziców, ale tak właśnie jest – Twoje ciało należy wyłącznie do Ciebie.
Można więc uznać, że młody człowiek wreszcie „ma coś swojego”, swoje własne ciało. To pierwszy krok do poczucia uniezależnienia się od rodzica. A czy w polskich domach w ogóle jest przestrzeń na rozmowy o niezależności, samodzielności?
Odwrócę to pytanie o 180 stopni. Póki co, jest u nas obecne „socjalizowanie do uległości”. Mówimy o inteligencji finansowej, niezależności finansowej. Jednym z przykładów jest pytanie jakie zadaje rodzicom dziecko: A gdzie są moje pieniądze z Komunii? Kiedy pracuję z rodzicami dzieci z klas II i III, to rodzice odpowiadają: Nie dam mu tych pieniędzy, bo wyda na głupoty. Pytam ich wtedy – Kiedy ma wydać, jak nie teraz? Jeśli nie zrobi tego teraz, gdy jest dzieckiem, to pewnie jakoś to przeżyje. Ale kiedy za dwadzieścia lat będzie studentem, kupi telefon za sześć tysięcy złotych lub kołdrę z wełny za dziesięć tysięcy na raty, to może to okazać się niepokojące. Skąd ma wiedzieć jak zarządzać pieniędzmi, skoro nigdy nie dano mu takiej szansy?
Rodzice chyba nieczęsto uczą dzieci rozsądnego zarządzania finansami?
Dzieci nikt nie uczy jak mają zarządzać małymi kwotami, więc dużymi też nie będą umiały. Za tym idzie również umiejętność negocjacji, wyceniania, asertywnego reagowania, dysponowania zasobami swoimi i innych, jak i szacunek do powierzonych zasobów.
Przykład – szesnastoletnia osoba, która idzie do pierwszej pracy. Pracodawca przekracza jej wszystkie granice, a ona się na to godzi, bo nie wie co to jest zachowanie asertywne. Chce zbudować swoją niezależność, ale jest wykorzystywana. Jeśli dorastała w środowisku afirmującym ponad wszystko etos pracy, to przepełnia ją przekonanie, że skoro otrzymała tę pierwszą pracę, to musi w niej wytrwać za wszelką cenę.
Czyli, jak zwykle, przyczyn trzeba szukać w wysokich wymaganiach i braku szczerych rozmów? Tym właśnie „pachną ściany polskich domów”?
W bardzo wielu przypadkach słyszę, że polskie ściany domów „pachną” samotnością i ciszą, oraz brakiem głębokich relacji. Często również przepracowaniem. Najczęściej jest słychać taki mini dialog – Co słychać? – Nic, wszystko dobrze. – Aha. To super.
Trochę za mało w tym treści, aby wychować, a za dużo, aby wyzwolić np. chęć uzależnienia.
Serdecznie dziękuję za rozmowę!
Michał Maciejak – Jestem pedagogiem i terapeutą z wyboru i przekonania. Jeden z bardziej szanowanych przeze mnie wykładowców twierdził, że pedagogika nie jest nauką, tylko dyskursem. Bardzo w to wierzę, dlatego w swojej pracy często szukam, słucham i staram się patrzeć trochę szerzej.
Ukończyłem studia licencjackie na Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej (kierunek: pedagogika w zakresie prewencji patologii i zagrożeń społecznych) i studia magisterskie na Uniwersytecie Łódzkim (kierunek: pedagogika w zakresie profilaktyki i animacji społeczno-kulturalnej). Później rozwijałem swoje kompetencje na szkoleniach i warsztatach z zakresu dramy i dramaterapii m.in. Teatru ze Społecznością, Rainbow of Desire, Bibliodramy, Storytellingu.
Na moją zawodową drogę największy wpływ miało uczestnictwo w Szkole Trenerów Dramy. Jestem trenerem dramy oraz superwizorem tej metody (Centrum Szkoleń i Rozwoju Drama Way). Uzyskałem również certyfikat arteterapeuty w Stowarzyszeniu Arteterapeutów Polskich — Kajros.
Równolegle do ścieżki trenersko-dramowej rozwijam także swoje kompetencje psychoterapeutyczne w Polskiej Szkole Dramaterapii oraz w Fundacji Psycho-Edukacja w zakresie kontekstualnych nauk o zachowaniu.
Poza tym kocham góry, dramę, dobrą kawę, realizm magiczny w literaturze, długie spacery w deszczu i pracę z ludźmi – kolejność jest przypadkowa.