Wywiad z Panią Patrycją Cierocką-Szumichorą, dyrektorem kreatywnym domu mody „Patrizia Aryton”.
Joanna Pastuszak – Cybulska: Zacznijmy naszą rozmowę od pojęcia niezależności. Jak rozumie Pani niezależność kobiet?
Patrycja Cierocka – Szumichora: Podejmując decyzje odnośnie swojej ścieżki zawodowej czy swojego życia, kobieta niezależna nie kieruje się opiniami osób „z zewnątrz”. Samostanowi o sobie, nie przejmuje się, czy jej decyzja jest „po myśli” otoczenia, czy zostanie dobrze przyjęta. Podejmuje takie decyzje, jakie wewnętrznie czuje, jakie są z nią spójne. Jest to też kobieta, którą stać na takie wybory, która ma siłę finansową, ma możność realizowania swoich planów.
Które z wymienionych elementów, są według Pani, najtrudniejsze do osiągnięcia przez kobiety? Dlaczego tak jest?
Najtrudniejsze jest odczepienie się od opinii innych, od tego, co pomyślą ludzie, jak zareaguje otoczenie, jak decyzja zostanie przyjęta. I ten element jest o wiele trudniejszy niż uzyskanie niezależności finansowej. Sama niezależność finansowa nie wystarczy nam do tego, aby stać się naprawdę niezależną. Najtrudniejsza jest niezależność mentalna. To najtrudniej jest kobietom podjąć, bo mamy silne uwiązanie względem stereotypów, jesteśmy silnie zakorzenione w ramach, które nas otaczają. Jeśli natomiast mamy wyzwolony umysł, nasz sposób myślenia jest naprawdę niezależny, łatwiej jest nam wtedy uzyskać stabilność finansową.
Jest Pani kreatorką mody, co naturalnie kojarzy się z niezależnością, wolnością umysłu. Czy zawsze było tak, że wiedziała Pani czego oczekuje od siebie, od swojej firmy?
Przez długi czas nie wiedziałam za dobrze w jakim kierunku iść i robiłam to, co większość w branży, czyli realizowałam schematyczne działania przypisane do naszej branży. Starałam się prognozować trendy, natomiast nie było w tym naszego indywidualnego DNA.
Przekładanie na produkt naszej filozofii, jest efektem zmian w ostatnich latach. Wcześniej robiliśmy to książkowo: benchmark, obserwowaliśmy konkurencję, zastanawialiśmy się jak doszli do tego, co osiągnęli, w jaki sposób my możemy dojść tam, gdzie są oni. Tak wyglądała nasza strategia działania do momentu, gdy kilka lat temu zadaliśmy sobie pytanie, po co mamy podążać czyjąś ścieżką? Wyznaczmy naszą ścieżkę! I od tego momentu, poczucie naszej firmowej filozofii jest w nas głęboko zakorzenione.
Na każdym etapie weryfikujemy, czy nasze pomysły są zgodne z filozofią marki. Jak z ludźmi – powtarza się im „Bądź sobą!”, ale trudno czasem określić co to tak naprawdę znaczy. Kiedy zagłębiliśmy się w to, kim jesteśmy jako marka, to okazało się, że odpowiedź jest w nas. Nie trzeba było tworzyć nowej identyfikacji czy opracowywać czym mamy się wyróżniać. Zagłębiliśmy się w to, w czym jesteśmy najlepsi i potraktowaliśmy to jako nasz wyróżnik.
Projektanci mody to artyści, twórcy, kreatorzy nowych trendów. Skąd Pani czerpie pomysły do tworzenia swoich projektów? Jak rozbudzić w sobie podobną kreatywność?
Pomysły zbieram zewsząd. Uważam, że osoby kreatywne są nastawione na odbieranie bodźców. Według mnie, kreatywność wiąże się z wrażliwością. I w każdej najdrobniejszej sytuacji należy być otwartym na to, że znajdzie się jakaś inspiracja. Jeśli miałabym komuś poradzić, jak być bardziej kreatywnym, to poleciłabym popularną obecnie koncepcję uważności. Bo to jest właśnie to – oczy, uszy otwarte, obserwowanie, wyciąganie wniosków, nie patrzenie na świat jak na ekran telewizora, na jaki nie mamy wpływu. Patrzenie w taki sposób, żeby wiedzieć, że z każdej rzeczy, sytuacji możemy dla siebie coś wyciągnąć.
W jaki sposób „Patrizia Aryton” odróżnia się od innych firm z branży modowej w Polsce? Co świadczy o Waszej odrębności?
Mam tę przyjemność, że pracuję w zespole, nie jestem samowystarczalna. Obserwacja konkurencji należy do zadań jednego z członków naszego zespołu. Ja staram się nie obserwować naszej najbliższej konkurencji, bo obawiam się, że podświadomie coś zostałoby w mojej pamięci, że wpadłabym w jakąś kliszę myślową. Odcinam się od tego całkowicie.
Kierując naszymi działaniami, zdecydowałam, że chcę działać w oderwaniu od schematów, które są w sektorze mody. Każdy rynek jest wystandaryzowany, na każdym rynku są rzeczy które się robi, i których się nie robi, pewne rzeczy wypada, a pewnych nie wypada. Postanowiliśmy więc – niczym kobieta niezależna mentalnie – że odetniemy się od sztywnych zasad. Niezależnie, czy to pasuje do naszego rynku, czy nie. Mamy na coś ochotę – robimy to, bez pytania siebie nawzajem, czy wypada.
Co pozwala Pani na trzymanie się obranego kursu? Czy macie w firmie hasła, które pilnują kierunku w jakim idziecie?
Nie mamy haseł strategicznych. Kiedy jest jednak chwila słabości, i jakiś problem leży na naszej drodze i utrudnia przejście, to mam zasadę, aby wycofać się na chwilę. Tak, jak sugerował Platon w metaforze o jaskini. Przywódca (choć dziś powiedzielibyśmy – menadżer) nie może patrzeć na wszystko z bliska, musi nabrać dystansu. Jeśli jesteśmy w jaskini i widzimy cienie na ścianie, to wydaje nam się, że to jakiś tygrys u wrót. A jeżeli wyjdziemy z jaskini i spojrzymy na nią spoza jej wnętrza, to częstokroć okazuje się, że ten wielki cień to mały kotek. I jakkolwiek jest to bardzo trudne, bo mam emocjonalny związek z moją firmą i chcę od razu walczyć z przeciwnościami, które stają jej na drodze, to czasem lepiej się wycofać. Najlepiej jest zająć się wtedy kompletnie czymś innym, iść na przykład do parku i z uwagą obserwować liście, drzewa…. W momencie, kiedy wracamy do naszego problemu okazuje się, że on wcale nie jest tak duży. A przecież problem dużo łatwiej okiełznać, kiedy czujemy, że jesteśmy w stanie nad nim zapanować.
Kiedy kolekcja sprzedaje się dobrze, a firma osiąga wyznaczone cele, jak celebruje Pani sukcesy?
Nie robię tego, nie celebruje osiągnięcia konkretnego celu. Dla mnie sukcesem jest nieustanna praca, lubię sam fakt, że pracuję z fantastycznym zespołem i z nim tworzę ciekawą markę. Szanuję to, że mogę się z tego utrzymać, i że dzięki tej pracy czuję się komfortowo. Nie chcę też, by poczucie mojego szczęścia było uzależnione od sukcesów zawodowych. Co byłoby, gdyby z jakiegoś powodu, niezależnego ode mnie, sukcesy te skończyły się „ot, tak”?
Gdybym jednak uznała, że jest rzeczywiście jakiś sukces, który warto świętować, to zabrałabym rodzinę do lasu, żeby się odciąć i złapać balans. Zbytnie obnoszenie się z sukcesami może zabierać nam przekonanie, aby codziennie dawać z siebie jak najwięcej. Uważam, że ważnym elementem pracy przełożonego jest praca nad sobą, np. nad tym aby zachować w sobie pokorę… Ja nie jestem od urodzenia osobą pokorną. Długo nad sobą pracowałam, aż doszłam do obecnego momentu, kiedy czuję się szczęśliwsza, bo nie tak zorientowana na konkretny sukces, ale na uczciwą, rzetelną pracę każdego dnia.
Myślę, że ta strategia pasuje do mnie. Do mojej – niekiedy – fanatycznej miłości do pracy i do mojego charakteru. Wzmacnianie pasji do pracy mogłoby mnie zabić ☺. Jestem jednak w stanie sobie wyobrazić, że są jednostki, dla których celebracja sukcesu jest motorem do dalszej pracy. Na tym polega piękno tego, że wszyscy jesteśmy wyjątkowi.
Przyznała się Pani kiedyś, że podejmowane na początku kariery decyzje nie były zbyt trafne. Co dawało Pani pewność, siłę do tego, aby nie poddawać się mimo braku efektów, jakie były spodziewane?
Niedopuszczalne jest dla mnie poddawanie się. Nie wiem w ogóle, po co miałabym to robić? Poddając się, mam pewność, że przegrałam, nic nie zyskuję. Poddawanie się nie leży w mojej naturze. Jak długo jest siła, są środki – walczymy, dajemy sobie szansę na wygraną. Poddając się – tracimy wszystko.
Czy na tę postawę mógł mieć wpływ fakt, że była to firma rodzinna, nie chciała Pani zawieść oczekiwań Rodziców?
Z pewnością tak było. Jestem w wyjątkowej sytuacji, w której jest niewiele osób w Polce, ponieważ ja się „urodziłam” w swojej firmie. Kiedy firma powstała, miałam cztery lata, więc z perspektywy mojej świadomości, ta firma była zawsze. I to jest wyjątkowa sytuacja, która powoduje u mnie olbrzymią odpowiedzialność. Miewałam nieraz poczucie, że to jest taka moja młodsza siostra, że muszę ją wspierać. Jest to stosunek wyjątkowo osobisty.
Niektóre dorosłe kobiety nie umieją poradzić sobie z „ciężarem rodziców”. Otrzymują niejednokrotnie „złote rady” i zalecenia, jak żyć, funkcjonować w biznesie. Czy rodzice dawali Pani przestrzeń odpowiednią do tego, aby samodzielnie prowadzić firmę, nie narzucając własnej wizji jej rozwoju?
Moi rodzice wiedzieli, jak ważne jest wzmacnianie niezależności. Mam dzieci w wieku trzech i siedmiu lat. Kiedy mój syn układa puzzle, muszę z sobą walczyć, aby mu nie pomagać. Przejęta, siedzę z nim i od czasu do czasu pokazuję gdzie pasuje dany puzzel, jakby od tego zależał los świata. Natomiast moi rodzice, od najwcześniejszych lat pokazywali mi, że mam pełną sprawczości w tym, co robię. Oni pozwalali mi się przewracać. Nie pamiętam, abym kiedykolwiek płakała, z tego powodu, że rozbiłam kolana. To było dla mnie naturalne, że skoro uczę się jeździć na rowerze, to będę mieć krwawiące kolana. Wsiadałam z powrotem na rower i dalej uczyłam się jeździć. A oni – zamiast biec do mnie z plastrem na kolanko – gratulowali, gdy już opanowałam tę sztukę.
Tę jazdę na rowerze można w sumie porównać do mojej pracy w firmie, bo rodzice pozwalali mi na przewracanie się, popełnianie błędów, nawet gdy ewidentnie widzieli, że podejmuję złą decyzję. Mówili, żebym się zastanowiła, bo ich zdaniem to nie jest dobra decyzja, ale nie blokowali jej.
Poświęcili dużo, abym mogła nauczyć się swojego fachu. Zaryzykowali. Są w moim poczuciu bohaterami.
Czyli „wspierający rodzic” to jest oparcie, które daje odwagę do tego, aby sprawdzać co jest dalej, za kolejnymi zamkniętymi drzwiami?
Tak, zgadzam się. Jestem trochę bardziej nadgorliwa od moich rodziców, ale staram się dawać moim dzieciom autonomię i wolność, bo to jest według mnie kluczowe w przyszłym, dorosłym życiu. To są drobiazgi, ale nawet w przypadku układania puzzli, choćby to miało trwać trzy dni, to dzieci mają świadomość, że same o sobie decydują.
W jaki sposób moda może pomóc we wzmocnieniu niezależności?
Wystarczy, że znajdziemy nasz własny styl dopasowany do osobowości. Jeśli stworzymy wizerunek osoby, który do nas kompletnie nie pasuje, to przestaniemy być wiarygodni. Tu nie chodzi o to, aby on był zgodny z dress codem i kropka. On ma być dopasowany do naszej osobowości i tak profesjonalny, jak to możliwe.
Gdybym prezentowała siebie w granatowym kostiumie z ołówkową spódniczką, jakkolwiek granatowy jest kolorem inteligencji i autorytetu, to gwarantuję, że nie uwierzyłaby mi Pani w żadne moje słowo, bo ja do granatowego kostiumu po prostu nie pasuję. W moim przypadku bardziej jest prawdopodobne, że na videokonferencji pokażę się w moherowym dresie i mocnej biżuterii, bo to jest „moje”. Tylko poprzez zgodność tego stylu z moją osobowością mogę wzbudzić zaufanie. Natomiast, jeśli wystroję się zgodnie z dress codem, ale zapomnę o tym, kim jestem, jakie wartości za mną stoją, to może się okazać, że podświadomie mój rozmówca wyczuje pewną niespójność i straci do mnie zaufanie.
Czy obrany przez nas styl jest modny czy nie, to jest kwestia drugorzędna. Nasz styl musi być zgodny z naszą osobowością i naszymi celami. Jeśli np. pracujemy w zawodzie zaufania publicznego, w banku, i naszym celem jest, aby wzbudzać zaufanie, to musimy wyglądać bardziej konserwatywnie. Natomiast, jeśli prowadzimy własną firmę, to nie musimy być konserwatywne w ubiorze, możemy czerpać z trendów.
Prócz tego, że chcecie ubierać Polki elegancko i w doskonałą jakość, czy są jeszcze inne cele, które chcecie realizować poprzez swoje projekty? Jak ma czuć się kobieta ubrana w odzież „Patrizii Aryton”?
Rok temu zapoczątkowaliśmy kampanię „Jesteś idealna, kiedy jesteś sobą”. W tej kampanii zachęcamy kobiety do tego, aby uwierzyły, że piękno jest w nich. Wielokrotnie powtarzamy, że moda nie jest po to, aby kobiety uwierzyły, że będą piękniejsze, bo one już są piękne. Moda, jaką my proponujemy, jest po to, aby one wydobyły swoje piękno z siebie. Każda z nas jest piękna, to jest tylko kwestia znalezienia właściwego koloru, właściwej formy. Kiedy już się odpowiednio ubierzemy i widzimy się w lustrze, że dobrze wyglądamy, to nie jest cel sam w sobie. Celem jest to, że dzięki strojowi, czujemy się pewniej, czujemy się lepiej i zdecydowanie łatwiej jest nam osiągać nasze zamierzenia.
Jak obecnie prowadzicie sprzedaż?
Jest to sprzedaż internetowa oraz stacjonarna. Ja uwielbiam planować i to jedna z silniejszych stron naszej marki. Nie uciekamy od problemów. Kiedy widzimy, że nadciąga jakaś trudność, to szukamy sposobu na jej przezwyciężenie. Już na wiosnę przygotowywaliśmy się do tego, co może wydarzyć się w jesieni. Przyjęliśmy założenie, że nadejdzie druga fala epidemii. Co wtedy zrobimy? Zaplanowaliśmy jak będą działać nasze sklepy, jak przygotujemy kolekcję, jakie wprowadzimy funkcjonalności do e-sklepu. Nic nas nie zaskoczyło. Obecnie, po prostu wyciągamy z rękawa funkcjonalności, nad którymi pół roku wcześniej pracowaliśmy.
Jak w Pani ocenie dopasować swój wygląd do własnej firmy? Lepiej być doskonałą „twarzą” swojej marki od początku, czy też dorastać razem z firmą do coraz lepszego wizerunku?
Zdecydowanie, lepiej jest zacząć dbać o siebie od samego początku. Powiedzenie „Jak Cię widzą, tak Cię piszą”, mimo, że go nie lubię, to jednak w biznesie jest cały czas obecne. Bardzo często oceniamy kompetencje danej osoby na podstawie postawy, tonu głosu, pewności z jaką dzieli się twierdzeniami. Po kilkunastu latach obecności w biznesie, powierzchowność nie robi już na mnie wrażenia.
Kiedy rekrutuję kogoś albo pozyskuję partnera, staram się nałożyć podczas rozmowy na tę osobę pewien filtr – nie skupiam się na tym, jak ona wygląda, a jedynie na tym, co mówi. I to chyba jedna z ważniejszych cech, jakie nabyłam. Efekty tego eksperymentu zwykle są szokujące. Ktoś, kto prezentuje się nienagannie, w swojej wypowiedzi nie zawiera żadnej treści, zaś ten kto nie najlepiej się prezentuje, jeśli skupimy się na treści, okazuje się, że to jest samo złoto.
Jednak niestety, zwykle odbieramy ludzi na podstawie wyglądu i sami sobie tworzymy obraz danej postaci. Bazując więc na tej wiedzy, chcąc wejść w interakcje z klientami, zaprosić kogoś do biznesu, bez dopracowania wizerunku lepiej nie zaczynać. Dobrze jest odwiedzić wcześniej fryzjera, doradcę od wizerunku, zainwestować w tzw. statement pieces, dobrze skrojony garnitur, płaszcz, biżuterię która robi wrażenie. Inaczej na samym początku dużo stracimy.
Serdecznie dziękuję za inspirującą rozmowę.
PATRYCJA CIEROCKA SZUMICHORA – Dyrektor Kreatywna polskiej, rodzinnej marki PATRIZIA ARYTON. Uczyła się projektowania ubioru w Londynie i w Krakowie, ukończyła ekonomię w Gdańsku oraz studia podyplomowe z zarządzania marką luksusową wg programu realizowanego przez Akademię Leona Koźmińskiego we współpracy z florencką Polimodą.
Na przełomie 2008/2009 roku, gdy na świecie szalał światowy kryzys ekonomiczny, przejęła odpowiedzialność za kolekcje. Pierwsze miesiące – jak mówi sama o sobie – owocowały samymi złymi decyzjami. Potrzebowała czasu, aby nauczyć się słuchać dobrych rad i skutecznie wykorzystywać posiadaną wiedzę. Dzisiaj, odpowiada za kolekcję oraz komunikację marki. Pasjonatka socjologii mody oraz fanka nieszablonowych rozwiązań. W modzie klasycznej najbardziej lubi kontestację utartych schematów.